W Borowie odbywa się zebranie aktywu politycznego z przesiedleńcami. Wśród prowadzących spotkanie jest także Franek. Chłopi nie kryją obaw, że na zasiedlonych przez nich ziemiach będą tworzone kołchozy, skarżą się na liczne nieprawidłowości i marnotrawstwo oraz skorumpowanie urzędników. Zebranie zamienia się w ogólny protest niezadowolonych i skrzywdzonych ludzi. Gienia obserwuje to z przerażeniem, Franek z trudem wyprowadza ją z sali, przekonując, że przesiedleńcy nie dorośli do nowych czasów i idei. Żałuje, że nie ma wśród nich kogoś, kto twardą ręką zaprowadziłby porządek jak podziwiany przez niego Dzierżyński. Widząc Ursynowicza siedzącego przed domem, wystrojona i wymalowana Józia rusza do obory wydoić krowę.